Bardzo dziękuję wszystkim Koleżankom i Kolegom za wyrażenie swojej opinii na temat mojego artykułu pt "Święte krowy pielęgniarstwa".
W moim pojęciu i mam nadzieję, że tak jest to odbierane - święte krowy, to nasze "nietykalne" przyzwyczajenia, wygodnictwo, techniki i metody pielęgnacji których nie rewidujemy, a które dezaktualizując się szkodzą nam i pacjentowi. Na to jako profesjonaliści nie możemy pozwolić. Każdy jednak, niech zajmie się swoim podwórkiem pielęgniarskim, gdyż bardzo łatwo widzieć drzazgę w oku u innej osoby a w swoim nie dostrzegać belki. Żadną miarą użyte tu przysłowiowe określenie "święta krowa" nie odnosi się do osób lub grupy ludzi. Łatwo obciążać "górę" lub koleżanki z pracy bo to nic nie kosztuje, lecz jak trudno dokonać analizy krytycznej własnego przygotowania do zawodu. Jesteśmy profesjonalistami, to znaczy że możemy prowadzić samodzielną praktykę pielęgniarską i nie potrzebujemy w pracy nadzoru. Skoro tak, to dla dobra pacjenta i naszego własnego sami musimy się kontrolować, oceniać nasze przygotowanie do zawodu i wyciągać z tego praktyczne wnioski. Jeśli tego nie robimy, to sami stawiamy swoje kompetencje pod znakiem zapytania. Mam nadzieję, że zmiany które idą dużymi krokami do Polski, nie zastaną nas nieprzygotowanymi i bezbronnymi. Moją intencją nie jest wkładanie kija w mrowisko, lecz tylko wyczulenie na to, że pielęgniarstwo jest dynamicznie rozwijającą się gałęzią medycyny. Nie ma pielęgniarstwa polskiego, amerykańskiego czy chińskiego. Pielęgniarstwo jest jedno na całym świecie czy to nam się podoba czy też nie i to pielęgniarstwo właśnie, nie ma nic wspólnego ze skansenem. Każdy z nas musi codziennie podejmować wysiłek, by do niego dorosnąć. Nie chcę by artykuł ten, czy inne, których jestem autorem były narzędziem osobistych wycieczek pomiędzy pielęgniarkami. Chcę jedynie zachęcić do intensywnego dokształcania się i rozumienia jego jako własnego kapitału a nie obowiązku narzucanego z zewnątrz. Ujmę to w ten sposób: to sama nasza profesja - pielęgniarstwo, jak nigdy dotąd wymaga od nas starannego przygotowania do praktyki. W dzisiejszych czasach oznacza to nie tylko poszerzanie wiedzy ale także jej aktualizowanie. Rzeczy których raz się nauczyliśmy, musimy aktualizować a wiedzę poszerzać zgodnie z zakresem kliniki na której pracujemy.
Pozwólcie, że podzielę się tu własnym przeżyciem, czymś co przytrafiło mi się na początku mojej pracy w szpitalu w Wielkiej Brytanii. Na jednym z moich pierwszych dyżurów, rano przed wizytą lekarską podszedł do mnie jeden z lekarzy dyżurnych i stojąc przy łóżku pacjenta którym się opiekowałem zadał mi pytanie: "Czy kolega po przeanalizowaniu nocnych wyników CT, wczorajszej angiografii oraz badań krwi skłania się ku wykonaniu zabiegu operacyjnego metodą X czy metodą Y? A może powinniśmy wstrzymać się z zabiegiem przez kolejnych 12 godzin?". Przyznam, że gdy podchodził do łóżka mojego pacjenta, miałem nadzieję, że sam mi to powie. On jednak zadał mi pytanie, jakie po prostu zadaje się pielęgniarzowi, licząc na moją opinię popartą obserwacją pacjenta oraz wiedzą i argumentami medycznymi. Nic nadzwyczajnego - codzienność pracy pielęgniarskiej, gdzie jest się partnerem specjalistów. Wtedy niestety nie udzieliłem mu żadnej odpowiedzi, ale zrozumiałem w jednej chwili ze wstydem, że nie dorosłem do wyzwań współczesnego pielęgniarstwa. Dlatego samokształcenie w ramach kształcenia ustawicznego jest naszym obowiązkiem. Czy polscy pacjenci zasługują na gorszą opiekę niż ci w USA, Francji lub Wielkiej Brytanii? Czy polskie pielęgniarki są gorsze od swych koleżanek i kolegów w Norwegii, Holandii lub Włoszech? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Jak to dobrze że Pan JEST Panie Arturze
Prześlij komentarz